Jim obudził się. To niestety był tylko sen. Piękny. Cudowny sen. Nie chciał otwierać jeszcze oczu by wciąż czuć lekkość, ciepło i zaraźliwą magiczną siłę jaką miał w sobie Delbutle.
Egzotyczne marzenia zafundowały mu nie lada sesję odprężającą. Znowu poczuł w sobie zarodek życiowej energii. Zapomniał o kolanie i rozpoczął porządkować ubrania w szafie. W połowie pracy zadzwonił telefon.
- Cześć Jimmi! Co tam u Ciebie?
- Cześć Mamo! Nic ciekawego. Tak sobie sprzątam teraz w ciuchach.
- A będziesz dzisiaj w domu trochę później? Mam fajną niespodziankę dla Ciebie?
Jim nieco się zatrwożył przewidując zupełnie nic dla niego przyjemnego.
- Jaką niespodziankę? Co tam znowu kombinujesz mamo? Będę. Zapukaj, bo dzwonek znowu nie działa.
- Ok. Jak przyjdę to się wszystkiego dowiesz. Pa, pa.
- Do zobaczenia.
Mama miała w zwyczaju pojawianie się o najróżniejszych porach dnia, czasem z niezapowiadanymi gośćmi (czego Jim strasznie nie lubił), ale najczęściej przynosiła synowi obiady, których ostatnio przygotowywanie wywoływało siódme poty.
Tym razem nie miał pojęcia o co chodzi, jednak nie zastanawiał się zbytnio nad zapowiadanym prezentem. Nie oczekiwał szczególnej euforii. Wrócił do sprzątania, a potem powrzucał zdjęcia do komputera. Wkrótce już mama pukała do drzwi. Tak jak by mógł się domyślić Irene McCollin przyniosła gotową zupkę upichconą z samego rana oraz produkty do przygotowania na miejscu drugiego dania.
Jednak główny punkt programu nie stanowiło przepyszne pożywienie. Zapowiadana niespodzianka okazała się być prawdziwym hitem.
Ciąg dalszy w rodziale 4 http://ankitwory.blogspot.com/2012/01/4.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz